Sytuacja w parku, która mnie przeraziła...
Opiszę teraz jedną z wielu sytuacji, w których moja córka zachowała się w sposób logicznie niewytłumaczalny.
Pewnego słonecznego dnia wybrałam się z dziećmi do parku. Syn był wtedy mały w spacerówce. Córka próbowała wyciągnąć go z wózka, ale zahaczyła mu się nóżka. Zaczęła więc nim szarpać zdenerwowana. Powiedziałam wtedy do niej spokojnie: poczekaj, pomogę Ci. W tym momencie córka zaczęła krzyczeć z całych sił: ratunku, mama chce mnie zabić. Ludzie skierowali na nas swój wzrok, a ja nie wiedziałam, dokąd mam wtedy uciec. Zapakowałam więc syna do wózka, wzięłam krzyczącą i płaczącą córkę za rękę i biegiem leciałam do domu. Córka oczywiście zaczęła mi uciekać prosto na ulicę. Miałyśmy ze sobą małego pieska, którego córka trzymała na rękach. Kiedy kazałam jej się zatrzymać, gdyż akurat nadjeżdżał samochód, ona ni z tąd ni z owąd rzuciła psem wprost pod koła pojazdu. Na szczęście auto zdołało zahamować. Kiedy dotarłyśmy do domu, usiadłam i zaczęłam płakać. Nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Byłam bezsilna i wystraszona, ale wiedziałam, że nie mogę tego tak zostawić. Udałyśmy się więc znowu do psychiatry, która już od progu kazała mi wypełnić ankietę dotyczącą ADHD. Zdziwiło mnie to, ale wypełniłam. To, co usłyszałam w gabinecie przyprawiło mnie o mdłości. Pani dziecko jest niegrzeczne i manipuluje otoczeniem. Pani doktor powiedziała to w obecmności córki, która wzięła nogi za pas i zaczęła uciekać z poradni. Musiałam ją gonić. Niestety nigdy więcej nie mogłyśmy tam wrócić, bo córka na sam dźwięk nazwiska pani doktor, dostawała spazmów i wcale jej się wtedy nie dziwiłam. Ja sama nie miałam ochoty tam wracać. Niestety tak wyglądają często wizyty u psychiatrów. Zaczęłam więc poszukiwania kolejnego, który orzekł to samo - ADHD i zaburzenia zachowania. Diagnozy ADHD nie potwierdziła ani szkoła, ani żadna poradnia, ani neurolog, ani żaden terapeuta. Córka otrzymała kolejne leki - rispolept, po którym nastąpiła poprawa na pół roku, więc odetchnęłam z ulgą. Niestety po tym czasie objawy znów powróciły, a ponieważ po kilku wizytach u pana doktora, który wciąż podtrzymywał diagnozę ADHD podśmiechując się pod nosem nic się nie zmieniło szlag mnie trafił. Córka nie miała żadnego ADHD. zalecono mi poszukiwanie kolejnego lekarza, który bardziej zbliżył się do trafnej diagnozy. Pan doktor po wywiadzie zdiagnozował autyzm atypowy oraz podejrzenie Zespołu Landaua-Kleffnera i Zespołu Touretta. Ta ostatnia diagnoza okazała się całkowicie mylna po tym jak udałam się do neurologa, która specjalizuje się w tym zespole. Pani doktor powiedziała, że nagminne przeklinanie u córki występuje tylko wtedy, kiedy dziecko przeżywa silne emocje związane z określoną sytuacją, co w Zespole Touretta tak nie wygląda. Pod lupę został wzięty jednak Zespół Landaua-Kleffnera (padaczka z afazją), który pasował do pierwszych jej objawów - cofnięcie się mowy, napadowe zapisy eeg oraz ślad po udarze w rezonansie mózgu.
Ciag dalszy nastąpi